Błysk flesza.
I kolejny.
Jakiś głos.
Mikrofon przed oczami.
Czy tak wyglądają wywiady?!
Niech Ci ludzie się ogarną w tej Anglii!
Fab od razu wiedziała, że przeniesienie się tu wcale nie było dobrym pomysłem. Ale jej rodzice wiedzą lepiej. I nic nie wskórały jej protesty. JAK TAK MOŻNA?! Nawet teraz miała ochotę udusić gołymi rękoma brata, któremu się to wszystko podobało. Kretyn. I jak ona ma z nim wytrzymać?
Miała zaledwie piętnaście lat, a już ciągano ją po jakimś okropnym studiu redakcyjnym, aby odpowiadała na idiotyczne pytania w stylu: Od kiedy jest półwilą? Co pani czuje, kiedy uwodzi mężczyzn? Zazdrości pani matce, która jest wilą? A co pani sądzi o bracie wili?
To było nie do zniesienia! Jedyne, co jej się podobało, to mnóstwo fotoreporterów, więc, chociaż miała, a raczej nie miała humoru, uśmiechała się, pozując niczym modelka. Tak, odziedziczyła to w genach. Nigdy nie chciała być lekarzem. W sumie modelką też nie, ale to jednak lepsze, niż praca ojca.
Jakie było jej oburzenie, kiedy to Thony’ego zabrali na wywiad, a nie ją! Damom się ustępuje, czyż nie? Ale dobrze, wszyscy wiedzą, że Anthony do dżentelmenów nie należy. Ale żeby reporterzy nie wiedzieli…? Paranoja.
Pstryk.
Nawet nie zapozowała!
Wiedziała jednak, że tak czy siak wyszła znakomicie. Po co więc się dąsać?
- Panno Levittoux, jak się pani czuje będąc córką wili? – padło pierwsze pytanie.
Przepraszam, tutaj?! Czemu ona musi odpowiadać tutaj?!
- Znakomicie – odparła krótko. Czego im więcej trzeba?
- A mogłabyś rozwinąć swoją wypowiedź? – Halo, kiedy przeszliśmy na „ty”?! Grzeczniej proszę! – Uwielbiasz uwodzić mężczyzn? A może jesteś zazdrosna, że twój brat też półwilą?
Jasne, że jestem zazdrosna! – chciała wrzasnąć, ale przecież nie będzie się kompromitować. Już sobie wyobrażała, co jej brat tam wyczynia. W sumie dobrze, że go zabrali.
- To krępujące! – zaśmiała się wdzięcznie. A co, niech wypytują i drążą! Fabienne uwielbia wkurzać ludzi, a teraz ma ku temu okazję. – A o brata wcale nie jestem zazdrosna. Wiadomo, kto jest piękniejszy – puściła oczko fotografowi, który natychmiast energicznie pokiwał głową. Kochała ten swój urok.
- No dobrze, dobrze, a czy w twojej rodzinie wiele było już takich przypadków jak wy? – kolejny namolny głos. Nie bolą ich gardła?!
- Chodzi pani o przypadek bliźniąt, w tym chłopaka, półwili czy ilość rodzących się dzieci z domieszką wilowatości? – uśmiechnęła się delikatnie. Kusząco. Rodzice powinni być z niej dumni, a nie tylko widzieć osiągnięcia brata.
- WSZYSTKO! – odezwał się zgodny chórek, aby potem popatrzeć na siebie ze zmieszaniem. Zdarza się.
- Och, więc bliźnięta wile, a w szczególności mój brat, to jak na razie ewenement w złym tego słowa znaczeniu… A jeśli chodzi o rodzinę, to nie tylko my dostaliśmy wraz z genami wilowatość.
- A co z waszym ojcem?! Jest z Was dumny?! –
Co to za cholerny idiota tak się drze? Hm, może i idiota, ale jaki przystojny…- Ależ oczywiście. Nie każdemu rodzą się tak zdolne dzieci – odparła.
I cała ta paplanina trwała jeszcze przez godzinę, a Fab była jeszcze bardziej zirytowana niż wcześniej. Z ulgą przyjęła do wiadomości, że jeszcze tylko sesja zdjęciowa, a potem do domu… A potem do szkoły. Czy wszystko musi się kończyć tak fatalnie?!
/Każ je wydłużyć, a cię strzelę
/